Katie's POV
Siedziałam w kompletnie nowym otoczeniu, pijąc zimny, waniliowo-truskawkowy napój. Moi rodzice mieli dość życia w Nowym Jork'u, więc zdecydowali się zamieszkać tutaj, w Rosewood – małym miasteczku za Pensylwanią.
Westchnęłam, biorąc łyk z różowej słomki. Po tym wszystkim byłam szczęśliwa, że w końcu dotarliśmy do takiego małego i spokojnego miasteczka.
Kiedy nasz samochód się zatrzymał, wyszłam szukając bar'u, bo po tylu godzinach jazdy naprawdę potrzebowałam drink'a, by się trochę uspokoić.
Nie przejmowałam się przeprowadzką, bardziej tym, ze w poniedziałek był mój pierwszy dzień w nowej szkole
- To co zwykle! - wysoki brunet krzyknął, przekraczając próg baru.
- Już się robi! - facet za barem uśmiechnął się, przygotowując drink.
Małe miasto. Westchnęłam. Przypuszczam, że każdy się tu zna. Super.
- Powodzenia w poszukiwaniu nowych znajomych jutro w szkole – westchnęłam do siebie.
Nagle przesunięcie krzesła o podłoże przerwało moje myśli. Odwróciłam się i zobaczyłam wstającego wysokiego i umięśnionego faceta.
- Bieber – zgrzytnął zębami.
Brunet przeniósł intensywnie spojrzenie w stronę zarośniętego gościa. Czułam napięcie w powietrzu, gdy patrzyli się wprost na siebie.
- Miło Cię znów widzieć, Jake – Powiedział Bieber ze sztucznym uśmiechem.
Czarnowłosy chłopak o imieniu Jake podszedł w jego stronę. Obaj stali twarzą w twarz.
-Masz jeszcze czelnosć pojawiać się w tym mieście po tym, co zrobiłeś? - powiedział wściekle Jake.
- Chwila, chwila.. - Bieber zaczął spokojnie – Chyba nie chcemy zacząć tu sceny, prawda? - uśmiechnął się, pokazując rząd idealnych zębów.
Jake odpowiedział ciszą i gdy już miałam się odwrócić, uderzył Bieber'a w brzuch. Chłopak skrzywił się z bólu, po chwili uderzył Jake'a pięścią w twarz.
Zakrył twarz dłońmi, wycofując się do tyłu, po czym upadł co z pewnością było spowodowane alkoholem.
- Yo, Bieber! - krzyknął Blake, kładąc jego piwo na ladzie.
- Dzięki, stary – powiedział, przechodząc obok mnie, cały czas mi się przypatrując.
Z drugiego końca pomieszczenia, Jake podniósł kieliszek do góry i zanim zdążyłam zareagować, rzucił nim w naszą stronę. Odłamki szkła trafiły we mnie, kalecząc moją twarz.
- Ty jebany idioto! - krzyknął Bieber, podchodząc do mnie.
Dotknęłam twarz i poczułam pocięcia na policzku.
- Przysięgam, że zabiję Cię gdy wrócę – powiedział chłopak, zanim zorientował się, że Jake już wyszedł.
Wstałam z krzesła i ruszyłam w stronę łazienki. Ból i ściekająca krew po mojej twarzy sprawiła, ze kręciło mi się w głowie.
- Czekaj, pomogę Ci – wymamrotał Bieber, łapiąc mnie za ramię i pomagając dojść do łazienki.
Spojrzałam w lustro i urwałam kawałek papieru, by zakryć rany spowodowane przez pęknięte szkło. Na policzku miałam dwa rozcięcia jakby od przecięcia kartką, tyle że głębokości gwoździa wbitego w ciało.
Chłopak posadził mnie na ladzie w czasie, gdy ja desperacko próbowałam zmyć krew z twarzy.
- Muszę sprawdzić, czy żadne szkło nie dostało się do rany – zdjął moją rękę z policzka i przyjrzał się dokładnie moim ranom.
Gdy mnie badał, ja rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nie było brudne, tak jak bary na przedmieściach Nowego Jork'u, było tu nawet czysto. Płytki na podłodze były białe, a na drzwiach nie było nic naskrobane. Lustra za mną, naprzeciwko umywalek były lśniące, tak samo szara umywalka, na której siedziałam.
W tej sytuacji chciałabym być bardziej pijana, alkohol uśmieżyłby mój bół.
- Dobra – wymamrotał Bieber, przypatrując się ranie na moim czole – To może chwile zaboleć albo zaszczypać – powiedział, przykładając mokry papier do krwawiącego miejsca.
Zasyczałam z bólu, gdy zimna woda wsiąkła w ranę. Czułam się, jakby ktoś nasypał do niej soli.
- Jebany idiota – wyszeptał, zapewne myśląc o Jake'u, przyciskając papier do blizny.
- Skończyłeś? To cholernie boli – wyjęczałam.
- Przepraszam – wychrypiał.
- Za ból, czy za całe zdarzenie? - spytałam się.
Nie będąc pewien, wzruszył ramionami,
- Chyba za oba.Siedziałam w kompletnie nowym otoczeniu, pijąc zimny, waniliowo-truskawkowy napój. Moi rodzice mieli dość życia w Nowym Jork'u, więc zdecydowali się zamieszkać tutaj, w Rosewood – małym miasteczku za Pensylwanią.
Westchnęłam, biorąc łyk z różowej słomki. Po tym wszystkim byłam szczęśliwa, że w końcu dotarliśmy do takiego małego i spokojnego miasteczka.
Kiedy nasz samochód się zatrzymał, wyszłam szukając bar'u, bo po tylu godzinach jazdy naprawdę potrzebowałam drink'a, by się trochę uspokoić.
Nie przejmowałam się przeprowadzką, bardziej tym, ze w poniedziałek był mój pierwszy dzień w nowej szkole
- To co zwykle! - wysoki brunet krzyknął, przekraczając próg baru.
- Już się robi! - facet za barem uśmiechnął się, przygotowując drink.
Małe miasto. Westchnęłam. Przypuszczam, że każdy się tu zna. Super.
- Powodzenia w poszukiwaniu nowych znajomych jutro w szkole – westchnęłam do siebie.
Nagle przesunięcie krzesła o podłoże przerwało moje myśli. Odwróciłam się i zobaczyłam wstającego wysokiego i umięśnionego faceta.
- Bieber – zgrzytnął zębami.
Brunet przeniósł intensywnie spojrzenie w stronę zarośniętego gościa. Czułam napięcie w powietrzu, gdy patrzyli się wprost na siebie.
- Miło Cię znów widzieć, Jake – Powiedział Bieber ze sztucznym uśmiechem.
Czarnowłosy chłopak o imieniu Jake podszedł w jego stronę. Obaj stali twarzą w twarz.
-Masz jeszcze czelnosć pojawiać się w tym mieście po tym, co zrobiłeś? - powiedział wściekle Jake.
- Chwila, chwila.. - Bieber zaczął spokojnie – Chyba nie chcemy zacząć tu sceny, prawda? - uśmiechnął się, pokazując rząd idealnych zębów.
Jake odpowiedział ciszą i gdy już miałam się odwrócić, uderzył Bieber'a w brzuch. Chłopak skrzywił się z bólu, po chwili uderzył Jake'a pięścią w twarz.
Zakrył twarz dłońmi, wycofując się do tyłu, po czym upadł co z pewnością było spowodowane alkoholem.
- Yo, Bieber! - krzyknął Blake, kładąc jego piwo na ladzie.
- Dzięki, stary – powiedział, przechodząc obok mnie, cały czas mi się przypatrując.
Z drugiego końca pomieszczenia, Jake podniósł kieliszek do góry i zanim zdążyłam zareagować, rzucił nim w naszą stronę. Odłamki szkła trafiły we mnie, kalecząc moją twarz.
- Ty jebany idioto! - krzyknął Bieber, podchodząc do mnie.
Dotknęłam twarz i poczułam pocięcia na policzku.
- Przysięgam, że zabiję Cię gdy wrócę – powiedział chłopak, zanim zorientował się, że Jake już wyszedł.
Wstałam z krzesła i ruszyłam w stronę łazienki. Ból i ściekająca krew po mojej twarzy sprawiła, ze kręciło mi się w głowie.
- Czekaj, pomogę Ci – wymamrotał Bieber, łapiąc mnie za ramię i pomagając dojść do łazienki.
Spojrzałam w lustro i urwałam kawałek papieru, by zakryć rany spowodowane przez pęknięte szkło. Na policzku miałam dwa rozcięcia jakby od przecięcia kartką, tyle że głębokości gwoździa wbitego w ciało.
Chłopak posadził mnie na ladzie w czasie, gdy ja desperacko próbowałam zmyć krew z twarzy.
- Muszę sprawdzić, czy żadne szkło nie dostało się do rany – zdjął moją rękę z policzka i przyjrzał się dokładnie moim ranom.
Gdy mnie badał, ja rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nie było brudne, tak jak bary na przedmieściach Nowego Jork'u, było tu nawet czysto. Płytki na podłodze były białe, a na drzwiach nie było nic naskrobane. Lustra za mną, naprzeciwko umywalek były lśniące, tak samo szara umywalka, na której siedziałam.
W tej sytuacji chciałabym być bardziej pijana, alkohol uśmieżyłby mój bół.
- Dobra – wymamrotał Bieber, przypatrując się ranie na moim czole – To może chwile zaboleć albo zaszczypać – powiedział, przykładając mokry papier do krwawiącego miejsca.
Zasyczałam z bólu, gdy zimna woda wsiąkła w ranę. Czułam się, jakby ktoś nasypał do niej soli.
- Jebany idiota – wyszeptał, zapewne myśląc o Jake'u, przyciskając papier do blizny.
- Skończyłeś? To cholernie boli – wyjęczałam.
- Przepraszam – wychrypiał.
- Za ból, czy za całe zdarzenie? - spytałam się.
Nie będąc pewien, wzruszył ramionami,
- Nic się nie stało, to nie twoja wina – obdarowałam go uśmiechem – Jak masz na imię?
- Żartujesz sobie? - chłopak zaśmiał się, patrząc na mnie jak na wariatkę.
- Em? - powiedziałam, nie będąc pewna co mam odpowiedzieć.
- Wszyscy wiedzą kim jestem.
- Cóż, oprócz mnie – pstryknęłam palcami.
- Zadziorna, lubię to – uśmiechnął się – więc, jak ty masz na imię? - spojrzał się w moje oczy, odwzajemniłam to, zatracając się w jego tęczówkach.
Jego oczy były naprawdę piękne.
- Pierwsza spytałam Cię o to – powiedziałam uparcie.
- Imponujące – wyszeptał, ignorując moje pytanie.
- Co? - spytałam zagubiona.
- Nic – wymamrotał. Nie byłam pewna czy mówi o mnie, czy może o kimś innym, ale postanowiłam to ciągnąć dalej.
- Więc powiesz mi swoje imię, czy nie? - spytałam niecierpliwie.
- Justin.
- Cóż, dzięki Justin – przyglądałam się mu, gdy położył dłoń na moim kolanie. - Co ty robisz? - spytałam, spoglądając w dół.
- Przeszkadza Ci to? - spytał z zaskoczeniem na twarzy.
- Jeśli myślisz, że przez to skończę z Tobą w łóżku to tak, przeszkadza mi to – powiedziałam. Nie rozumiałam czy on do mnie zarywał po tym, jak moja twarz została zraniona, czy co on do cholery robił. Cokolwiek to było, nie podobało mi się to.
- Nie – zaśmiał się – możemy to odstawić na później jak chcesz.
- ŚWIETNIE! - powiedziałam sarkastycznie - nie mogę się doczekać!
Wstałam, chcąc wyjść z łazienki, lecz Justin złapał mnie za ramię i popchnął na drzwi.
- Pyskata buzia. Lubię takie – powiedział z łobuzerskim uśmiechem – i to bardzo.
Pod wpływem chwili nie mogłam mu się oprzeć, ponieważ w fakcie był bardzo, bardzo atrakcyjny, ba! Miał dziesiątke w skali atrakcyjności. Jego idealnie zbudowana twarz, ciemne oczy i potargane włosy aż ociekały seksapilem. Biała bluzka z dekoltem w serek wystawała spod czarnej, skórzanej kurtki wraz z rurkami dodawały mu szyku i skłamałabym, gdybym powiedziała, ze jest choć odrobinę brzydki.
- Zauważyłam – powiedziałam, nie będąc pewna co robię gdy on docisnął mnie do ściany.
- Skąd? - spytał, podnosząc brwi.
- Chłopacy jak ty nie lecą na.... kujonów. Tyle zauważyłam – powiedziałam, próbując poluźnić ucisk na biodrach.
- Racja, ale pierw... Twoje imię? - puścił do mnie oczko.
- Katie – wymamrotałam.
- Skąd jesteś Katie? - spytał.
- Co ty taki ciekawski? - odpowiedziałam arogancko.
- Bo to oczywiste, że nie jesteś stąd.
- A skąd ten pomysł? - zapytałam się.
- Bo gdybyś była stąd, od razu wiedziałabyś kim jestem – powiedział, pochylając się ku mnie – A twoi rodzice woleliby, byś trzymała się ode mnie z daleka. - szepnął mi do ucha sprawiając, że przeszły mnie dreszcze.
- Huh? A niby czemu? - spytałam się, pokazując mu, że się go nie boję.
- Zobaczysz – zaśmiał się, puszczając moje ręce.
*
Nie mogłam zasnąć w nocy. Nie miałam bladego pojęcia czy to przez przeprowadzkę, nowy pokój, przez to zdarzenie w barze czy przez Justina.
Zachowywał się bardzo dziwnie – w jednej minucie był delikatny i miły, w drugiej zachowywał się jakby chciał się za mną ruchać a w trzeciej? Próbował mnie zastraszyć? Co to miało być?
W mojej głowie wciąż rozbrzmiewał jego szept....
''A twoi rodzice woleliby, byś trzymała się ode mnie z daleka.''
Ale czemu? - pomyślałam sobie. Znaczy po tej sytuacji z Jake'iem domyślałam się, że on oznacza same kłopoty, ale... Po pierwsze potrafię poradzoć sobie w kłopotach, a po drugie – moi rodzice nie muszą wiedzieć o ludziach, których znam.
*
- Katie, kochanie! - usłyszałam pukanie do drzwi.
- Czego? - wyjęczałam.
- Za godzinę zaczynasz szkołę – poinformowała mnie mama.
- Zaraz będę na dole.
Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy, decydując się co założyć w pierwszy dzień szkoły. Wybrałam białą koszulkę z dużym, czarnym napisem ''Love'' i parę ciemnych jeansów.
- Może być – powiedziałam do siebie, patrząc w lustro. Zarzuciłam moje długie blond włosy na ramię, rozczesując je.
Zbiegłam na dół, by zjeść śniadanie, a później całą w nerwach szłam do liceum. Droga zajmowała mi dłużej niż sądziłam. Po 10 minutach usłyszałam znajomy głos.
- Siema, Katie – czarny rangerover zatrzymał się obok mnie.
- Justin? - odwróciłam się do niego twarzą.
- To moje imię, ale nie noś go na koszulce – zaśmiał się do mnie.
- Obiecuję... nie będę – wymamrotałam z ironią.
- Jak tam po piątkowej nocy? - spytał. Poważnie, ten dzieciak wprawiał mnie w zakłopotanie z tym wszystkim, z graniem badass'a, a później byciem miłym.
- Dobrze, chyba.. - odpowiedziałam z zakłopotaniem.
- Co powiedziałaś rodzicom? - spytał zmartwiony, nie wiem czy tym, że on wpadnie w kłopoty, czy tym, ze ja w nie wpadnę.
- Skłamałam – powiedziałam szybko, kontynuując mój spacer, a jego auto powoli za mną podążało.
- Śledzisz mnie, czy co? - spytałam się, zdekoncentrowanie się na niego patrząc.
- Zależy gdzie idziesz? - puścił oczko.
- Nieważne – westchnęłam, idąc w strone szkoły, a Jus jechał za mną.
- Więc... - krzyknął z okna samochodu.
- Więc co? - odwróciłam się coraz bardziej wkurzona, że nie mogłam go zrozumieć. Jaki on miał problem? Nawet go nie znam, a teraz jedzie za mną, jakbym była jakimś zaginionym szczeniakiem.
- Zapomnij – powiedział.
- Nie! - prawie krzyknęłam – O co ci chodzi?
- Teraz Ci nie powiem – powiedział z uśmiechem. Chciał mnie wkurzyć i coraz bardziej mu się to udawało.
- Dobra – parsknęłam, próbując go ignorować.
- Wiesz... - zaczął – jesteś cholernie seksowna jak się wkurzasz.
- Nie jestem wkurzona – powiedziałam monotonnie.
- Nie ważne, nadal jesteś seksowna.
Zaczęłam się rumienić, słysząc te komplementy.
To była moja szansa, by zacząć nowe życie i miałam nadzieję, że teraz nie stanę się kujonicą tak jak w NY. Być może teraz będę mogła być normalna.
- Dzięki, chyba.. - wymamrotałam, zakrywając rumieńce.
-Aw, rumienisz się, słodko – powiedział, dostrzegając czerwone plamy na moich polikach.
- Ty chyba poważnie masz jakieś problemy – zaśmiałam się.
- Co? - wyprostował się na siedzeniu.
- Twój humor zmienia się co sekundę – odpowiedziałam poważnie,
- Pogódź się z tym.
- To się robi cholernie wkurzające. Albo mi powiesz, czego chcesz, albo wypierdalaj – powiedziałam, pokazując, że nie mam ochoty na granie w żadne gierki.
- Cóż... - zaśmiał się – cholernie Cię pragnę.
- Cóż, nie. Twoje plany legły w gruzach.
- Czemu nie? - spytał zdziwiony. Pewnie nie był przyzwyczajony do odmowy, posiadając taką buźkę.
- Nie jesteś w moim typie – powiedziałam, dochodząc do szkoły.
- Rozumiem – wymamrotał – wszystkie to mówiły, a potem nie mogły się ode mnie oderwać – zaśmiał się, dalej jadąc obok mnie.
- Nie wiem kim są te wszystkie, ale ja na pewno nimi nie jestem – powiedziałam stanowczo.
- Nie, nie jesteś nimi.... Jesteś o wiele seksowniejsza. I uwierz mi, skarbie, jeszcze będziesz moja, bo to ja rządzę tym miastem i mogę mieć każdą jebaną dziewczynę – powiedział, jakby on był królem i żył w świecie, gdzie wszystko zależy tylko od niego.
- Zobaczymy – odpowiedziałam.
- Żebyś się nie zdziwiła – powiedział z łobuzerskim uśmiechem,
odjeżdżając.
Justin's POV
Ta suka, Katie była zadziorna. Cholera, już ją polubiłem. Jej
długie blond włosy i ciemnoniebieskie oczy idealnie komponowały
się z nieskazitelną buźką.Justin's POV
Pewnie wiedziała, że jest seksowna, bo ubierała się kusząco, odsłaniając swoje długie nogi i płaski brzuch.
CHOLERA.
Wiem, ze moje zaczepki ją wkurzały, ale prędzej czy później sama do mnie przyjdzie.
A gdy przyjdzie.... Może się domyślić, co będę z nią robił.
**
Rozdział pierwszy!
Podoba się? x
omfg od pierwszego rozdziału twierdzę, że to świetne! na pewno będę czytać, nie mogę się doczekać kolejnego. możesz mnie informować na tt? @dajmibit
OdpowiedzUsuńświetnie się zapowiada :)
OdpowiedzUsuńatkjadiohfspohlsdhns *-* to jest zajebis** :D
OdpowiedzUsuńhdjskdgfsiuodgjkdfsljgiodsj *-* genialne!! :D czekam na nn
OdpowiedzUsuńchuj Ci w dupę.xD żartuję. przeczytam jak wrócę i ocenię.:)
OdpowiedzUsuńŚwietny , czekam na następny ;)
OdpowiedzUsuńŚwietne! serio! Dodaję do obserwowanych i czekam na więcej <3
OdpowiedzUsuńcudo! *-* zakochałam się i strasznie się cieszę że zaczęłaś to tłumaczyć :) czekam na następny <3 @aStillKidrauhl
OdpowiedzUsuńwow :o juz pierwszy rozdzial a ja nie moge przestac czytac.. kiedy kolejny.? :*
OdpowiedzUsuńjeśli dobrze pójdzie, to będzie jutro, albo pojutrze :)x
Usuńzapowiada sie ciekawie. @swagonlukey
OdpowiedzUsuńWow , świetnie się zapowiada ..
OdpowiedzUsuńJuż na wstępie mogę Ci podziękować za tłumaczenie , czegoś co wydaje się być zajebiste . : D
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału . : *
HXDFSDIFGIGHFDSHBVCXOGD, ŚWIETNE *.*
OdpowiedzUsuńMOGŁABYŚ MNIE INFORMOWAĆ? @hejtujbicz